Skip to main content

Wielkanoc w regionie opoczyńskim

By 6 kwietnia 2023Aktualności

Święto Zmartwychwstania Pańskiego zwane Wielkanocą jest uważane za najstarsze i zarazem największe święto w całym roku liturgicznym. Okres Wielkanocy jest swoistą manifestacją życia, przepełniony szczególną radością wynikającą ze zmartwychwstania Chrystusa, który symbolizuje zwycięstwo nad grzechem i śmiercią.

W polskiej tradycji okres świąt to prawdziwe bogactwo obrzędów stanowiących nasze kulturowe dziedzictwo. Region opoczyński jest bardzo bogaty w liczne zwyczaje i tradycje również te związane z Wielkanocą.  Na szczególną uwagę zasługują niemal masowo wykonywane w tym okresie plamy. Ponieważ w skład palmy wchodzą gałązki wierzbowe, to w Opoczyńskiem nazywa się ją również „wierzbową”. Obok palmy i gałązek wierzbowych stosuje się w Opoczyńskiem barwinek, kwiaty doniczkowe – asparagus, mirtę lub paprotkę. W regionie wierzono, że palma posiada właściwości lecznice i połknięcie z niej „kotków” uzdrowi gardło. Palmę przyniesioną z kościoła do domu zatykano za świętym obrazem, gdzie pozostawała do następnego roku. Miała ona chronić gospodarstwo i domowników od piorunów i wszelkiego zła. Palmę z poprzedniego roku kruszono i dodawano do wysiewanego ziarna na wiosnę. W niektórych wsiach zatykano palmy wśród zasianych pól wierząc, że przyczynią, się do lepszego urodzaju i ochronią przed szkodnikami i niepogodą. Obecnie najczęściej robi się je z gałązek wierzbowych, bukszpanu z dodatkiem kwiatów robionych z różnokolorowej bibuły.

W opoczyńskiej obrzędowości wielkanocnej zdobione jajka pełniły i nadal pełnią podstawową rolę. Dzieci otrzymywały pisaki chodząc w drugi dzień świąt z gaikiem. Panny wręczały je również dyngusiarzom. Pisanki były i są głównym składnikiem opoczyńskiej święconki. Dzielimy się nimi z bliskimi składając sobie świąteczne życzenia.

Początkiem Świąt Wielkanocnych jest rezurekcyjna msza poranna. Dawniej po zakończeniu tej mszy w czasie powrotu do domu urządzano wyścigi furmanek. Gospodarze jechali bardzo szybko, nie pozwalając wyprzedzić się. Kto pierwszy dojechał do wsi temu miał się urodzić najbujniejszy owies.

Pierwszy dzień Świąt Wielkanocnych uważano za najważniejsze święto kościelne w roku, stąd też należało spędzić je w nastroju powagi. Nie wypadało odwiedzać się wzajemnie, lecz przeżyć ten dzień w gronie rodzinnym. Wykonywano tylko niezbędne prace, nie gotowano, a w niektórych domach nawet nie rozpalano ognia. Po powrocie do domu z kościoła zasiadano do śniadania, które rozpoczynano od dzielenia się jajkiem ze święconego i składano sobie życzenia w rodzinnym gronie.

Skorupki ze święconych jajek dawano kurom w obręczy zdjętej z beczki, aby dobrze się nosiły, nie rozchodziły się i nie gubiły jajek. Podczas śniadania przypominano, jak ważnym jest, aby nie naruszyć święconego wcześniej, aby do domu nie sprowadzić dokuczliwych mrówek. Po śniadaniu gospodarze święcili świeżą wodą święconą całe gospodarstwo, a   następnie udawali się na oględziny swoich pól. Po obejrzeniu przezimowanych zasiewów, święcili pole, a na początku każdego zasianego zboża zatykali palmowe gałązki, które miały chronić od suszy i gradobicia.

Odmienny charakter miał obchodzony drugi dzień świąt zwany w Opoczyńskim „Lanym poniedziałkiem”. Poniedziałek Wielkanocny był dniem wzajemnych odwiedzin i zabaw. Obchodzono go jako dzień dyngusu, polegającego na oblewaniu się wodą, która miała chronić od chorób, a dziewczynom wróżyła szybkie zamążpójście.

W okresie międzywojennym od poniedziałku wielkanocnego aż do Przewodniej Niedzieli, czyli pierwszej niedzieli po Wielkanocy, we wsiach opoczyńskich chodziła grupa najczęściej dwunastu chłopców, tzw. kurcorze. W jej skład wchodziło trzech muzykantów: skrzypek, basista i bębnista; siedmiu chłopców nosiło kosze na podarki i kije do wybijania taktu podczas śpiewu; jedenasty (zwany) kogutkiem, woził na paradnym, dwukołowym wózku żywego koguta przywiązanego do delnicy, który głośno piał upojony alkoholem. Dookoła koguta rozstawione były barwne lalki imitujące państwa młodych i ich drużynę weselną.

Wszystkich dyngusiarzy zdobiły kolorowe, wzorzyste pasy, korony z kwiecistymi wykrojami, barwne wstążki i białe kokardki u lewego boku. Kurcorze wszedłszy do izby, prezentowali wózek z kurkiem i przy donośnym akompaniamencie muzyki, śpiewając rytmicznie, uderzali laskami o ziemię.

Przyśliwa tu po dyngusie,

Zaśpiewamy o Jezusie,

O Jezusie i Maryi,

O kwiotecku, o leliji.

Ślicna lelija w ogrodzie kwitała,

Jak się Maryja Józefa pytała.

Józefie, Józefie, kędyście bywali,

W Betlejem, w Betlejem Dzieciątku śpiewali.

W Wielgi Cwortek, w Wielgi Piątek

Cierpioł Jezus za nas smutek,

Za nas smutek i za rany

Za nas Ci to chrześcijany.

Trzej żydowie, gorsi jak katowie,

Coście umęczyli Pana Boga w grobie.

Umęcyli, udręcyli

I do krzyża Go przybili.

Bo Go przybili trzema gwoździkami,

Krewka się polała trzema strumieniami.

Jak się Anieli z nieba dowiedzieli,

Po najświętszą krewkę zaraz przylecieli.

Pozgarniali, pozmiatali,

Pod niebiosa się udali.

 

Podczas chodzenia z kurkiem śpiewano pieśni religijne i nastrojowe, o Męce Chrystusowej, to o Jego świętym Zmartwychwstaniu, to o najświętszej Panience, to wreszcie o lamentującej duszy, która wyszła z ciała, aż anioł po nią przyszedł z nieb i na skrzydłach zaniósł ją do raju świętego.

Z repertuaru świeckiego kurcorze i muzykanci prezentowali również dłuższe pieśni miłosne i żołnierskie. Niekiedy w czasie występów zdarzyło się, że gospodarz mający córki na wydaniu zapraszał kurcorzy na poczęstunek, obowiązkowo zakrapiany wódką, który najczęściej kończył się kilkunastominutowymi tańcami. Wtedy kurcorze brali do tańca dziewczęta oraz gospodynię i razem z muzykantami śpiewali zalotne pieśni i przyśpiewki.

W czasie obchodu urządzali też oblewankę, czyli „mokry dyngus”. Wodą oblewali wszystkich domowników, a najbardziej dziewczęta. Powstawało zamieszanie, które zresztą krótko trwało, po czym śpiewali jakąś pobożną pieśń i w końcu dopraszali się „suchego dyngusu”, a gdy go otrzymali, wówczas przyśpiewem okazywali swoją wdzięczność.

Gdy dyngusiarze opuszczali izbę i przechodzili do następnego gospodarza (a najczęściej tam, gdzie mieszkały panny), muzykanci wygrywali wesołego marsza.

Zebrane jajka dyngusiarze sprzedawali, a uzyskane pieniądze w części przeznaczali na zakup kwiatów do kościoła, a część na urządzenie w Przewodnią Niedzielę potańcówki zwanej „graniem”. Chłopcy, którzy chodzili po dyngusie bez muzykanta, posługiwali się dzwonkiem. Dzwonienie oznajmiało, że do gospodarstwa zbliżają się dyngusiarze, a im samym pomagało w rytmicznym śpiewaniu.

Dzieci natomiast chodziły w drugi dzień świąt z gaikiem. Gaikiem była najczęściej świerkowa gałązka przybrana różnokolorowymi wstążkami z bibuły. W Opoczyńskiem dyngus kojarzy się też z obdarowywaniem dzieci przez matki chrzestne i kawalerów przez panny jajkami i pisankami. Do dziś pozostał zwyczaj chodzenia zorganizowanych grup młodzieży po dyngusie. Przetrwał też piękny zwyczaj obdarowywania dyngusiarzy świątecznym plackiem i pisankami.

Opracowano na podstawie tekstów dr Jana Łuczkowskiego